środa, 5 grudnia 2018

Ani #to o nas, ani nie wciągnęło. Nowa książka Piotra C. okazuje się najsłabszą?

Portal Livro tak reklamuje nową książkę Piotra C., autora szumnego debiutu "Pokolenie Ikea":

przyszła kolej na nowe, nieco kontrowersyjne dzieło “# to o nas”. Sam autor - Piotr C. - to niezwykle tajemnicza postać, o której w zasadzie niewiele wiadomo. Jest mężczyzną przed czterdziestym rokiem życia, który mieszka na warszawskiej Ochocie. Pasjonuje się słuchaniem cudzych historii, a czytelnicy mogli się z nim bliżej poznać, czytając fragmenty jego lektury w jednym z tygodników bądź na Facebooku. Piotr C. znany jest ze swojego ciętego języka. Pisze tak, by nikogo nie pozostawić obojętnym. Przedstawia nieco przykry obraz społeczeństwa żyjącego w XXI wieku. Najnowsze dzieło skupia się na relacjach damsko-męskich. Czy tutaj także można spodziewać się kontrowersji?

Szkoda jedynie, że to tylko czcze obietnice. Książkę kupiłam w zasadzie natychmiast po tym, gdy przeczytałam zapowiedź. Styl poprzednich nieco przypominał wczesnego Piotra Czerwińskiego czy wczesnego Piątka albo Nahacza, czyli to właśnie to, co lubię. Wyraziste osobowości, żywy, mocny, nieprzerysowany, współczesny język. "Pokolenie Ikea" czy nawet "Brud" udało mi się przeczytać w jeden wieczór. Lektura "#to o nas" zajęła mi ponad tydzień. Nie, nie dlatego, że książka ta jest jednak dwa razy grubsza od poprzednich. Po prostu z polotem autora stało się coś strasznego - coś, co dotknęło późniejsze książki Żulczyka i wspomnianego niżej Czerwińskiego - cała magia kompletnie prysła. 

Język
Dosłownie razi mnie, wręcz boli, jednostajność językowa. Czytelnik odnosi wrażenie, że dialogi są wręcz monologami, gdyż wszystkie wypowiadające się na kartach powieści osoby używają tych samych powiedzonek, tych samych wulgaryzmów, tych samych skrótów myślowych. Przecież są z podobnych środowisk i przedziału wiekowego? Ano właśnie niekoniecznie, niekoniecznie. Podstarzały ojciec głównego bohatera - przedstawiony jako bożyszcze pielęgniarek lekarz wypowiada się dokładnie tak samo, jak przytłoczona życiem rozwódka bez perspektyw (i jak wnosimy: bez wykształcenia i doświadczenia) i łudząco podobnie do Suchego - nieokrzesanego i skupionego wyłącznie na seksie trzydziestolatka bez zasad. Choć tego ostatniego faktycznie "ratują" suche żarty. 

Konstrukcja
Mamy tu do czynienia z podwójnym narratorem. Kolejne rozdziały to - naprzemiennie - quasi pamiętnik dwójki bohaterów. Prawników - Agaty i Krzysztofa, których łączy w zasadzie wszystko, choć jakimś cudem się nie znają. Co jest, choćby z racji wykonywania tego samego zawodu, mało prawdopodobne - światek adwokacki jest przecież dość zamknięty i siłą rzeczy musieli na siebie kiedyś trafić. A i owszem - niby to spotykają się przypadkowo kilka razy, czy może raczej - mijają się. A wszystko zmierza do tak oczywistego końca - no, przecież jakoś trzeba uzasadnić wzmiankę o relacjach damsko-męskich z zapowiedzi, prawda?

Pokolenie nic?
Sytuacje, które spotykają, bądź co bądź, dwójkę dojrzałych ludzi, są nieprawdopodobne i przerysowane do takiego stopnia, że ani to przyjemne w lekturze, ani śmieszne, bo o wiarygodności nie może być mowy. To o nas? Czyli o kim? Całość wydaje się studium moralnego upadku Krzysztofa. Gdzieś tam tlą się w nim uczucia i zasady, ale nie reprezentuje sobą dosłownie niczego interesującego poza drobnymi przebłyskami. Powiedzieć by można, że właśnie to zblazowanie ma być interesującym obrazem pokolenia ludzi, którzy wszystko dostali, do niczego nie dążą, niczego nie chcą i nie wiedzą czego potrzebują - kwintesencja i dopełnienie Pokolenia Ikea. Ale nie. Ani to pouczające, ani to śmieszne czy ironiczne. To jest po prostu naciągane i nudne. 

Przydługa opowieść o niczym istotnym, zmarnowany potencjał - a może właśnie wypisany? 
Może po sukcesie, nie tylko komercyjnym, ale też artystycznym, poprzednich książek Piotra C, nie da się z tym już za wiele zrobić w taki sposób, by nie zepsuć konceptu? Cóż, może w przyszłości coś się jeszcze uda. Tym razem mamy tylko odgrzewane kotlety i kompletny brak błyskotliwości.
Największą siłą książki okazują się banały spod znaku nastolatek na Instagramie (nikogo nie obrażając) w stylu:

„Mężczyźni nie rozumieją, że kobieta jeśli chodzi o uczucia, nigdy nie robi niczego na niby. Jak kocha to na sto procent. Jak nienawidzi, to, stary spierdalaj jak tylko daleko możesz.

Może i ratowałyby sytuację ilustracje (nibykomiksy) Magdaleny Danaj (o, tutaj możecie zobaczyć więcej), gdyby nie fakt, że ten styl intagramowo-koszulkowy wylewa się już z wielu współczesnych powieści i naprawdę nie robi takiego wrażenia, jak jeszcze trzy-pięć lat temu. Zwyczajnie ziew i zniechęcenie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Starsze teksty