sobota, 2 lutego 2019

Zestaw do przeżywania

Z każdym rokiem mam w gronie facebookowych znajomych coraz mniej piszących. O realnych znajomościach nie wspominam, gdyż w pewnym etapie, jeśli się nie bywa na spotkaniach autorskich, seminariach i promocjach wydawniczych premier, kontakty się rozluźniają i wreszcie zupełnie zanikają. Może to i dobrze,  bo pewien dystans od twórcy pozwala na zupełnie inne, czasem głębsze, zderzenie z jego twórczością.

Mimo wszystko dalej bywają książki, o których słyszę na długo zanim w ogóle oficjalnie trafiają do wydawniczych zapowiedzi. Tak też było z "Zestawem do Kaligrafii", czyli trzecim tomem poetyckim Jakuba Sajkowskiego, zwanym szerzej, przynajmniej z tego, co do mnie docierało, "chińską książką".
Zawirowania życiowe (lub też: praca) zawiodły autora do Kraju Środka. Należy nadmienić, że przetaczanie (się) wzmianek o książce i wierszach przez oś czasu czy też wiadomości na portalu społecznościowym nie musi być przecież żadnym wyznacznikiem. Sajkowski jawił mi się zawsze jako ktoś z boku, z drugiej linii, nawet mimo bardzo dobrej drugiej książki (Google Translator, Dom Literatury w Łodzi 2015) i faktu, że uhonorowano go w 2018 r. Medalem Młodej Sztuki, autor "Zestawu" w dalszym ciągu pozostawał, przynajmniej dla mnie, w jakiejś niszy, choć "chińskie wiersze" przynajmniej raz można było czytać przedpremierowo jako zestaw prezentowany w internetowym magazynie sZAFa, którego jest zresztą redaktorem.

Faktycznie, większość tekstów nawiązuje do sytuacji, zwyczajów lub spostrzeżeń z Chin czy nawet zderza je, czasem dość boleśnie, z polskością, dając tym samym obraz pewnych, na pierwszy rzut oka nieoczywistych/niewidzialnych korelacji.  Bardziej to jednak "polska książka z Chinami w tle" lub "książka o korelacji Chin i Polski". Przede wszystkim jest to jednak tom o jednostce. Jednostce kontra świat, jednostce kontra tłum, jednostce kontra jednostka.
I tutaj już sam tytuł skłania do przemyśleń. Zwykle kupujemy "zestaw do...", aby mieć gotowe rozwiązania - zestaw klocków, zestaw do sprzątania, zestaw narzędzi. Teraz wystarczy trochę umiejętności i wszystko powinno iść gładko. Z drugiej strony jednak kaligrafia, nie tylko w Azji, jest sztuką niezwykle trudną i wymagającą nie tylko potrzebnego sprzętu, co również wielu godzin praktyki. Równie niełatwo bohaterom lirycznym tomu "Zestaw do kaligrafii" odnaleźć w kulturze "MY" i wszelkich jej kontrastach w odniesieniu do zachodniej kultury Ja. Piszę: bohaterom, bo złożoność i wielorakość punktów odniesienia jest na tyle spora, że wykracza poza ramy klasycznego podmiotu lirycznego, nawet pomimo tego, że książka - co postrzegam za jedną z jej mocnych punktów - nie jest zbiorem wierszy, luźno powiązanym wyborem best of, a spójną, wciągającą, wiarygodną historią. Historią na wskroś współczesną, otagowaną w kilku miejscach zdjęciami z telefonu, podróżami międzykontynentalnymi, zbiórkami WOŚP czy organizacją wydarzeń na portalach społecznościowych. A przy tym całym osadzeniu w czasie pozostającą historią, która odrywa się od czasu i miejsca i rozgrywa naprawdę na styku uczuć, odczuć i poszukiwania wiary w pewne uniwersalne wartości jak tożsamość (również narodowa), współczucie lub przyjaźń.

Już w słowach motta zderza Sajkowski uniformizm masy z próbą wydobycia detalu, który mógłby tę szarość przełamać i w pewnym sensie uratować:

niebo jest szare
droga jest szara
deszcz jest szary

w tej szarości popiołu
stąpa dwójka dzieci
jedno pąsowieje 
drugie przechodzi w zieleń

[Gu Cheng, Czucie]



I tutaj nawet tytuł przywoływanego utworu wydaje się nieprzypadkowy. To właśnie "czucie" zdaje się być słowem-kluczem całego zbioru. A dzieci? Otóż na szczęście nie mamy tutaj nadmiernie eksponowanego przez spore grono współczesnych twórców zimnego dzieciństwa, zimnych zabawek i epatowania nieszczęściem dzieci. Ten aspekt daje się wyczytać bardzo wyraźnie bodaj tylko w jednym wierszu (lekcja, s.35).

Dość ważnym motywem jest sama sztuka kaligrafii jako alegoria trudności z wyrażeniem i przedstawieniem siebie (selfie, s.33), "to nie jest kwestia języka" - czytamy w jednym z wierszy - "(...)te slogany sięgają głębiej niż myślisz" (ręka, s.12). I w tym chyba rzecz. Moc tej książki leży przecież również w tym, że zderza prosty, codzienny język: sloganów, statusów na facebooku, przypadkowych rozmów, uświadamiając nam, jak głęboko one sięgają i jak daleko idące mogą być kwestie kulturowe, których w codziennym, zabieganym życiu (wynikającym tak z kultury Ja, jak i z My) nie zauważamy. To bez wątpienia ważna książka, bo jeśli wolno w ogóle wyjaśniać, czym jest poezja i jak działa, to ta działa naprawdę: poprzez język uwikłany w codzienność porusza sprawy istotne i zmieniające życie, często bezpowrotnie - a robi to sprawnie, bez zbędnego patosu i nadmuchania, nawet mimo kilku iście barokowych spiętrzeń znaczeniowych. Tutaj nawet banalne zdania typu "czasem trzeba z czegoś zrezygnować" (mama, 11) ubrane w odpowiedni kontekst, są faktycznie poruszające.
Ciekawy wydaje mi się zabieg zestawienia zapisu chińskiego z polskim, któremu ulegają tytuły poszczególnych utworów (ale co ciekawe: tytuły poszczególnych rozdziałów/części zostają jedynie po polsku). To o tyle frapujące, że treść samych tekstów niejednokrotnie odnosi się do kształtu znaków i symboli, przez co całość zazębia się i wzajemnie dopełnia, podkreślając kontrasty i punkty styczne obu światów.

Dość sporo tu też chorób (broń, 31), cierpienia, umierania w jego jednostkowości a zarazem zwykłości - powtarzalności.

Dostaje się też obu stronom - autor obnaża nieczułą kulturę tłumy, jednolitej masy, która nie może sobie pozwolić na rozczulanie nad słabszą jednostką (Polska, 41 - swoją drogą jeden z najbardziej poruszających tekstów, czy - krew, 47), jest zatem bezduszna i pragmatyczna (ciężar, 48) z jednoczesną słabością do inności typu imigrant z Europy (gra, 45), ale równie polska mentalność nie unika obnażenia i krytyki  (broń, 31; państwo środa, 40).



Ciekawie o książce mówi też wydawca (można sobie przeczytać TUTAJ), podkreślając wirtualne symulaktrum, czy zdolność Sajkowskiego do ironizowania, obnażania i odmitologizowania. I faktycznie, nie jest to tym razem pusta laurka, gdyż trzecia w dorobku książka "chińskiego nauczyciela z Polski" zbiera w sobie wszystkie, chciałoby się powiedzieć, obserwując obecną scenę poetycką: konieczne cechy. Mam zatem nadzieję, że książka ta pozwoli autorowi wyjść z tej niszy (albo też: że owa nisza jest jedynie moją projekcją).
"Zestaw do kaligrafii" zdecydowanie nie powinien przejść niezauważony, bardzo kibicuję tej książce, chociaż mam z nią problem. Czytałam te wiersze z zapartym tchem, wciągnięta w te wszystkie smutne historie, poruszona tym, jak pięknie autor wyciąga je z codzienności, podnosi pod światło (odrobinę jak Ilona Witkowska w tomie "Lucyfer Zwycięża), bez tego by przecież zniknęły, wyblakły, wtopiły w tło, a przecież z całą pewnością i stanowczością są istotne, bolesne. Wreszcie: czytałam z zapartym tchem zauroczona błyskotliwością spostrzeżeń i fraz poety. Te książkę przede wszystkim świetnie się czyta! Sęk jedynie w tym, że - przynajmniej dla mnie - to kategoria pt. "raz wystarczy". Czegoś nieokreślonego mi w tym wszystkim zatem brakuje, skoro cały tom mocno trzyma przy sobie, ale później daje się spokojnie odłożyć na półce. Momentami wstrząsa podczas czytania, ale - w moim przypadku - nie na tyle, żeby nie dało się z tych historii otrząsnąć.

Tak się jakoś ostatnio zdarza, że najlepsze książki przychodzi mi czytać pod koniec roku. Tak też zakończył się rok 2018 r. "Zestaw do kaligrafii" do najciekawszych lektur ubiegłego roku zdecydowanie zaliczam, a z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to obiektywnie ciekawa, mądra, wartościowa książka, a nie plasuje się na szczycie tylko dlatego, że pozostałe lektury były słabsze. 2018 to był całkiem dobry rok dla polskiej poezji i mojego stosu przeczytanych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Starsze teksty