czwartek, 7 czerwca 2012

Pokajanka i zderzenie z własnymi, pochopnymi opiniami.

Obiecałam sobie jakiś czas temu (bardzo wygodne sformułowanie!), że będę częściej pisać. W praktyce okazało się, że jeśli nawet piszę, to efekty niekoniecznie widać na blogu. Powodów, jak zwykle bywa w takich sytuacjach, jest kilka. Nieco winy mogę zwalić na nowy interfejs bloggera, który zniechęcił mnie do tego stopnia, że nawet przestałam na bieżąco przeglądać strony zapisane na liście obserwowanych. Więcej. Zniechęcił mnie do tego stopnia, że pierwszym odruchem było zamknięcie okna, a nie, jak być powinno, odnalezienie opcji przywracającej stary, oswojony wygląd. Drugi powód to moja niepodważalna natura raptusa (po takim wstępie chyba nie muszę już niczego tłumaczyć). I oczywiście lenistwo...

Zatem biję się w piersi i, parafrazując skecz Mariolka kabaretu Paranienormalni,biorę się za siebie. W przeciwieństwie do bohaterki wykreowanej przez Igora Kwiatkowskiego, nie zamierzam wymieniać czynności, którymi nie chcę się dłużej zajmować. Pora wreszcie przejść do konkretów!

Otóż przez ostatnie tygodnie tkwiłam w sidłach stagnacji. Większość książek i (co gorsza!) rozmów okazywała się zwyczajnie mdła. Taki stan rzeczy niepokoił mnie coraz bardziej. Poszerzałam spektrum lektur, przeglądałam czytelnicze portale i czasopisma w poszukiwaniu choćby iskierki nowości. Czegokolwiek, co mogłoby mnie zainspirować do weryfikacji dotychczasowej wiedzy i szerokiej, konstruktywnej analizy.
Wreszcie znalazłam, chociaż na pierwszy rzut oka nie wydawało się to niczym szczególnym.
Na portalu BiblioNETka  pojawił się pozornie błahy, okołopoetycki wątek.
Jedna z użytkowniczek przytaczała krótkie utwory i oczekiwała odpowiedzi, czy są one wierszem, czy też prozą.
I tutaj znów powinnam się pokajać. Odpisałam coś zupełnie nieprzemyślanego. Mogło to zabrzmieć nieco buńczucznie. Już po kilku godzinach sama zastanawiałam się, jak mogłam określić swoje stanowisko tak jednoznacznie.
W samym temacie przecież zawiera się kilka zasadniczych pytań.
1. Jakie przyjmiemy kryteria? Czysto formalne (podział na wersy, strofy, określone środki stylistyczne), sposoby interpretacji? Intuicję? A może coś zupełnie innego?
2. Czy utwór spełniający wszystkie warunki techniczne jest już wierszem? Czy jest literaturą?
3. Czy takiego binarnego podziału w ogóle można dokonać?
4. Czy skutki dokonanych wyborów mogą być płynne? Różne w zależności od osoby podejmującej decyzję? A może najistotniejszą rolę odkrywa epoka, a teksty naprawdę nie są i z gruntu nie mogą być uniwersalne?
5. Jakie miejsce zajmuje w tym wszystkim styl, estetyka utworu?
6. Czy jest jedno, niezawodne narzędzie, którym możemy się posłużyć, rozwiązując ten problem? Jeśli tak, to jakie?

Oczywiście zdaję sobie sprawę, że nie stawiam żadnych nowych pytań. W pewien sposób są one dosyć banalne, jednak...
We wszystkim uderzyło mnie samo miejsce, w którym wątek zaistniał. Przystań dla 'zwykłych, szarych czytelników'. Nie sala uniwersytecka, nie zjazd literaturoznawców. Portal, na którym spotykają się dyskutują fani Lowella, Gałczyńskiego, Eliota, Sapkowskiego, Steel i innych autorów z najprzeróżniejszych gatunków literackich. Wreszcie miejsce, gdzie często wychwala się pod niebiosa zarówno ambitne, niszowe propozycje, jak i zwyczajne czytadła. Moim skromnym zdaniem, jest to świetne poletko dla rozmów o poezji. W końcu nawet na spotkaniach autorskich często zdarza się, że trudno nazwać dyskusję ożywioną, a przecież, nie oszukujmy się, na tego typu spendy chodzą w większości inni poeci, a więc osoby mniej lub bardziej zakorzenione w temacie.

Każda okazja jest dobrą szansą do nauki. Zatem uczmy się rozmawiać. Uczmy się rozmawiać o poezji. Nieważne, czy zaczytujemy się w wersach Sylvii Plath, Romana Honeta, Mirona Białoszewskiego czy może Homera. Rozmawiajmy.


Wspomniana dyskusja: http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=593107

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Starsze teksty