sobota, 14 kwietnia 2012

"odgrzewany" Chłód czy wspólna emocjonalna lodówka?

Wszelkiego typu konkursy literackie wprawiają mnie w stan... konsternacji. „Konkurs literacki”. Wyścig. Nie, to się jakoś nie klei, nie broni. Zwłaszcza, jeśli chodzi o konkurs poetycki. Dobra literatura powinna „sprzedać” się sama. Z drugiej strony są przecież odwieczne  prawa rynku, kłopoty z zaistnieniem w środowisku etc. W ogólnym rozrachunku bilans jest pozytywny, bo jakby nie patrzeć czytelnik dostaje tekst najlepszy z iluś proponowanych, a więc potencjalnych pozycji do przeczytania. Najlepszy według jurorów. Oczywiście może być też tak, że ów „najlepszy” wcale nie jest dobry, ale coś przecież wypada wybrać i wyróżnić. Niewątpliwie jest to szansa dla autorów, więc dlaczego mieliby z niej nie skorzystać? 

Arcyciekawie wygląda kwestia jednego z najsławniejszych (niech będzie: prestiżowych) konkursów – imienia Jacka Bierezina. Lwia część dotychczasowych laureatów, mówiąc kolokwialnie, mocno namieszała w środowisku. Krzysztof Siwczyk, Marta Podgórnik, Edward Pasewicz... że zatrzymam się tylko na tych najwcześniejszych... Ostatnio, zdaje się, Bierezinowa gwiazda lekko przygasła. Zwyciężczynią edycji 2011 została młoda Urszula Kulbacka. Do dzisiaj tomik jeszcze nie ukazał się drukiem,  z refleksją należy się jeszcze wstrzymać. O wiele więcej można powiedzieć o laureatach lat poprzednich. W 2010 r. wyróżniony został zbiór wierszy STAN Justyny Krawiec, a w efekcie do rąk czytelniczych trafił tom Chłód wydany i sprzedawany wraz z czasopismem Arterie (nr. 11).

Dosyć jednoznaczny tytuł. I faktycznie... już od samej , do granic możliwości minimalistycznej, okładki wieje chłodem. A co kryje się wewnątrz?

Na początek muszę zwrócić uwagę na ostatnie strony. Niestety ktoś nie dopilnował swojej pracy, a w efekcie dwa ostatnie wiersze oraz spis treści prezentują się czytelnikowi... dwa razy. Natomiast notka biograficzna aż trzy. Błędy w druku (mam nadzieję, że nie przy składaniu) to oczywiście drobnostka. Jakże irytująca drobnostka! Chyba nikt nie lubi być traktowany niepoważnie, a właśnie tak to teraz wygląda. Cóż, trudno. Stało się. Wszak najistotniejsza jest treść, a nie układ stron, prawda?

W wierszu otwierającym autorka odkrywa przed czytelnikiem literacką samoświadomość, jednocześnie odsłaniając właściwie wszystkie powracające później klimaty i motywy:


„napisać wiersz rwący się jak oddech, który dotrze do ciebie
i porwie wbrew nurtowi. żebyś mógł płynąć tylko wstecz,
do tamtego źródła, gdzie zapamiętasz jedną ziemię, niebo,
świat.

moje palce są szorskie. w skórze mieszka zima i krzyżuje mi szyki,
(...)
plamy są cieplejsze i wyrastają z nich kwiaty.

moj świat jest niebieski i nie pamiętam w nim bólu.
nie poznaję go, gdy przychodzi cicho jak kot i opiera łapy
o nagie kolana. nie poznaję już niczego,
(...)
rzeka nie dosięga cię. niebo rodzi deszcz,
który rozbija skrzydła ptakom. Ale wiersz nie rwie się,
niczego nie zatyka. Odbijasz się od brzegu
jak łódka. Kręcisz w kółko, a z tobą świat.”
[Krew wypływa zawsze z lewej strony, str. 7]

Mamy tu metaliteracki manewr plus coś w stylu pogaduch w poezji. Trudno mi ten tekst (i większość pozostałych) określić zwyczajnie silną, rozbudowaną narracją. Właśnie słowo „pogaduchy” wydaje się tu kluczowe. Istotne. Zatem: jakiego typu pogaduchy? Pisane krwią zwierzenia? Plotki z życia miasta? Pamiętnik z oswajania zastanej rzeczywistości?
Pewnie wszystkiego po trochu. /szkoda tylko, że ujęte w dość sztampowy sposób. Zamiłowanie Justyny do długich wersów i braki tytułów (trzy wiersze zostały nazwane po prostu Bez tytułu) i permanentny smutek podmiotu składają się na obrazową i sugestywną opowieść, w której niezaprzeczalnie jest jakiś urok, ale przytłoczony przez dosyć tendencyjną formę i leksykę. Jest też jednak coś, co sprawia, że czytanie Chłodu jako całości skłania do przyjrzenia się wierszom jako autonomicznym bytom.

Właściwie najpoważniejszy zarzut, jaki mogę wysunąć przeciwko tej książce, to brak świeżości spojrzenia. Niestety. Sposób frazowania i użyte rekwizyty często przypominają wersy zupełnie innych wierszy, jak choćby tu:

„pies, który we mnie mieszka, nie wie, że nie wrócisz”
[Pies, str. 15]
i tu:
„człowiek, który śni mój sen, wie, że piekło (...)”
 [Którego szukam, str. 29]

W żadnym wypadku nie chcę powiedzieć, że wykorzystanie dwa razy tego samego „chwytu” wypada negatywnie. Przeciwnie: mogłoby jeszcze bardziej zespoić kolejne teksty, niekoniecznie wypadać jako "odgrzewanie kotletów" czy niedobory kreatywności. Jednak cała ta konstrukcja niebezpiecznie przypomina wiersz innego twórcy:

„Ten człowiek, który we mnie mieszka,
Jest obrażony i blady.(...)”
[Ten człowiek, Sławomir Elsner, Antypody, str. 35]

Momentami wiersze Krawiec idą tropem wcześniejszej laureatki konkursu im. J. Bierezina – Magdy Gałkowskiej. Przykładów można by znaleźc co najmniej kilka: jak choćby motyw ryby czy odebrania słów (u  autorki Fabryki tanich butów zabrania mowy). Wniosek? Czyżby debiutancka książka Justyny była dowodem naśladownictwa? Wspólne klimaty to jeszcze nie plagiat, jeszcze nie kopia. Pewne emocje podane w konkretny, zbliżony sposób (u Gałkowskiej bardziej  dosadny, a w tomie Elsnera znacznie mocniej skondensowany). To po prostu kolejny tom o skrajnie pesymistycznej konstrukcji, nie wyróżniający się niczym szczególnym spośród sobie podobnych. Momentami wchodzący na grunt utyskiwania na świat. Kolejne zimne, sprawne, poprawne wiersze.  Ta biała, chłodna książka przyciąga do siebie czytelnika. Na chwilę go nawet zatrzymuje.  Co dalej?
Jakkolwiek nazwać „dalej” wystarczyło na nagrodę. Teraz jednak Chłód egzystuje poza konkursem. Otrzymał swoje niezależne jestestwo. Dla mnie niewystarczająco intrygujące. Niewystarczająco intensywne. Przeczytałam raz i to mi stanowczo wystarczy. Jednak trzeba przyznać uczciwie: jak w przypadku każdego debiutu, nie można zapomnieć, że to dopiero początek twórczej drogi. Możliwe, że autorka zmieni nieco kurs swojej łodzi. Obierze bardziej indywidualny, wbijający się w pamięć i myśli kierunek. Możliwości bez wątpienia sprzyjają. Pozostaje tylko czekać na efekty.

Justyna Krawiec, Chłód, Biblioteka Arterii, 2011

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Starsze teksty