Justyna Sobolewska (Tygodnik Polityka) określiła w swojej recenzji „Pensjonat” - debiut prozatorski Piotra Pazińskiego - literackim obrzędem wskrzeszania pamięci. Osobiście dodałabym jeszcze oswajanie pamięci. Wraz z głównym bohaterem odwiedzamy stary żydowski pensjonat, do którego w dzieciństwie jeździł z babcią. Zderzenie wspomnień z widokiem podupadającego, skrytego wśród sosen przed nowoczesnym światem majątku nastraja melancholijnie z lekką nutką tonów elegijnych i skrajnie pesymistycznych, co zobrazuje fragment wypowiedzi narratora: „I dzisiaj już wiem, że to stamtąd, z tamtej jadalni bierze się stale towarzyszące poczucie życia na wyspie, pewnej nieadekwatności czy niedopasowania. I że pesymistyczna świadomość tego, iż wszystko przemija (...) sięga korzeniami właśnie tamtego czasu”[1].
Oswajamy nie tylko pamięć pierwszoplanowego bohatera, ale przede wszystkim mieszkańców-niedobitków, którzy wyjście z Egiptu kojarzą z wyjściem z getta, ucieczkami z Polski. Autor w nienachalny sposób połączył opis prostych, codziennych czynności z wątkami na temat kultury żydowskiej. Najważniejszy w tym wszystkim zdaje się być piękny, nostalgiczny klimat. Kreują go nie tylko sytuacje i opisy, ale przede wszystkim poetycki język minipowieści. Nader często powraca metafora wskrzeszenia - nie tylko dzięki licznym retrospekcjom, ale i postaci Jakuba... W końcu nie wolno odbierać czytelniczej przyjemności. Kolejnym istotnym wątkiem jest skarb pani Teci... kolejnej bohaterki. Nie ma to jednak nic wspólnego z książkami o poszukiwaczach. Jej tajemnicze pudełko ma wartość sentymentalną, która po raz kolejny spaja motywy pamięci, umierania i ratowania przed zapomnieniem. Bo naprawdę chodzi przecież o to, by ktoś pamiętał - wnuk, żona przyjaciel... ktokolwiek. By pamiętał. Po prostu. To ważny temat i dobrze, że autor podjął próbę przedstawienia go kolejnym pokoleniom po Holokauście.
W dwa tysiące dziesiątym roku „Pensjonat” Piotra Pazińskiego został nagrodzony Paszportem Polityki. I słusznie. Mimo to książka nie cieszy się przyprawiającą zawrót głowy popularnością. Jak to zwykle bywa, przez krótki okres po nominacji na blogach czytelniczych pojawiło się kilka skrajnych notek, a w pismach literackich - (w większości) lakonicznych recenzji, ale wszystko ucichło dość szybko. Trochę szkoda, bo to niewątpliwie wartościowa, ciekawa literatura, ale czy naprawdę koniecznie musi być „na świeczniku”? Chyba jednak nie. Czytelnicy prędzej czy później i tak trafią na dobre książki, a w stosach przygotowanych do czytania znajdzie się proza Pazińskiego. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Oswajamy nie tylko pamięć pierwszoplanowego bohatera, ale przede wszystkim mieszkańców-niedobitków, którzy wyjście z Egiptu kojarzą z wyjściem z getta, ucieczkami z Polski. Autor w nienachalny sposób połączył opis prostych, codziennych czynności z wątkami na temat kultury żydowskiej. Najważniejszy w tym wszystkim zdaje się być piękny, nostalgiczny klimat. Kreują go nie tylko sytuacje i opisy, ale przede wszystkim poetycki język minipowieści. Nader często powraca metafora wskrzeszenia - nie tylko dzięki licznym retrospekcjom, ale i postaci Jakuba... W końcu nie wolno odbierać czytelniczej przyjemności. Kolejnym istotnym wątkiem jest skarb pani Teci... kolejnej bohaterki. Nie ma to jednak nic wspólnego z książkami o poszukiwaczach. Jej tajemnicze pudełko ma wartość sentymentalną, która po raz kolejny spaja motywy pamięci, umierania i ratowania przed zapomnieniem. Bo naprawdę chodzi przecież o to, by ktoś pamiętał - wnuk, żona przyjaciel... ktokolwiek. By pamiętał. Po prostu. To ważny temat i dobrze, że autor podjął próbę przedstawienia go kolejnym pokoleniom po Holokauście.
W dwa tysiące dziesiątym roku „Pensjonat” Piotra Pazińskiego został nagrodzony Paszportem Polityki. I słusznie. Mimo to książka nie cieszy się przyprawiającą zawrót głowy popularnością. Jak to zwykle bywa, przez krótki okres po nominacji na blogach czytelniczych pojawiło się kilka skrajnych notek, a w pismach literackich - (w większości) lakonicznych recenzji, ale wszystko ucichło dość szybko. Trochę szkoda, bo to niewątpliwie wartościowa, ciekawa literatura, ale czy naprawdę koniecznie musi być „na świeczniku”? Chyba jednak nie. Czytelnicy prędzej czy później i tak trafią na dobre książki, a w stosach przygotowanych do czytania znajdzie się proza Pazińskiego. Przynajmniej taką mam nadzieję.
Cytat:
[1]Piotr Paziński, „Pensjonat”, Wydawnictwo Nisza, Warszawa 2009, s. 136
[Tekst publikowany wcześniej na łamach serwisu Biblionetka]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz