piątek, 19 sierpnia 2011

Wiersze zagłaskane na śmierć. ,,Pęknięcia” K. Zając

Od dnia, w którym dowiedziałam się, że debiutancki tomik Katarzyny Zając Pęknięcia wyruszył do mnie pocztą poleconą do chwili, kiedy wreszcie wyjęłam go z koperty, minęło (niestety!) sporo czasu, bo aż 18 dni. Oczywistym więc wydaje się fakt, że moje zniecierpliwienie sięgnęło zenitu. W końcu czekaniu stało się zadość i przeczytałam. Co dalej? Otóż rozczarowanie. I to nie kłębiące się myśli w stylu: mogło być lepiej, autorkę stać na więcej. Mój zawód był przynajmniej wprost proporcjonalny do zdenerwowania podczas czekania na książkę. Zbiorek otwiera zupełnie przeciętny (choć przyznaję – klimatyczny wiersz, w którym podmiot liryczny wspomina niezwykle ważne rozmowy o tym,/ że porzeczki mają słodko-kwaśny smak [1]. W dalszej części utworu pojawia się matka, która później w żaden sposób nie może opuścić kartek zbiorku. Prócz niej możemy znaleźć w tomie całą masę nazw najprzeróżniejszych roślin i zwierząt oraz iście kobiecych porównań typu obierki jak gąsienice[2]

W jednym z wierszy podmiot stwierdza, że odnajduje siebie wśród drzew, w coraz niższych piętrach lasu, podziemnych korytarzach [3]. Wiele razy powtarzają się również motywy dłoni i oddalenia. Wszystko razem sprawia wrażenie swoistej mantry. Powtarzalność emocji i rekwizytów w najróżniejszych sytuacjach lirycznych na pewno spaja całą historię, ale również rysuje ją jako momentami bardzo przewidywalną.


Tytułowe pęknięcia sprawiają wrażenie drugorzędnych. Pojawiają się na jabłoni i ścianach domu, w którym peelka najprawdopodobniej mieszka oraz na pozór sielankowym obrazie emocji łączącym ją z adresatem. Nie można jednak powiedzieć, żeby były właśnie tym, co najgłębiej zapada w pamięć podczas lektury.

Tym, co zostaje po przeczytaniu książki jest fakt, że autorka (świadomie lub nie) wykorzystywała te same pomysły kilkakrotnie, co można zobrazować niezwykle banalny sposób:

,,(...)jestem głodna. zatapiam zęby w kromce:
niebo, kurz i wróble(...)''[4]


oraz:
,,rano powietrze przypomina watę cukrową.
wbijam zęby, wyjadam zamiast pożywnych bakłażanów
i przepisanych witamin(...)''


Czyżby zmęczenie materiału już przy debiucie? Być może zapętlenie w formie i treści było celowe. Na mnie jednak nie zrobiło to pozytywnego wrażenia. Lekko drażniący jest również sam sposób frazowania, doboru dodatkowych rekwizytów. Przywodzi bowiem przypuszczenie, jakby autorka starała się napisać wiersze jak najdokładniej dopracowane, wygładzone. Wręcz wyidealizowane. W efekcie każdy osobny utwór czyta się dość płynnie, ale razem sprawiają wrażenie kolekcji błyskotek, które – owszem – wyglądają bardzo ładnie, ale nic poza tym. Oniryczno-leśna estetyka i dość hermetyczna tematyka nie zaskakują niczym szczególnym. To wiersze na wskroś poprawne, ale nieskłaniające do refleksji, niestawiające żadnych nowych pytań, nie dające odpowiedzi. Oczywiście nie musi być to zarzut. Niestety samego frazowania nie można nazwać odkrywczym ani na tyle fascynującym, by po prostu zachwycić się jego pięknem, a emocje, które autorka stara się wywołać są raczej stonowane.

Bardzo podobnie jest ze zdjęciami autorstwa Beti Zajonc, które mają za zadanie ozdabiać i dopełniać efekt twórczej pracy Katarzyny. To dokładnie osiem czarno-białych fotografii. Ładnych, wykonanych starannie, ale zdecydowanie nie mistrzowskich. Motywy są bardzo proste. W przypadku tej prostoty niestety nie drzemie siła. To po prostu kilka miłych dla oka obrazków. Wiele bardzo podobnych można bez trudu znaleźć w Sieci.

Całości brakuje własnego stylu, odrębności.  To tom, który nie przyciąga na długo. Pióro autorki jest  dosyć sprawne, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. Katarzyna ma przed sobą jeszcze sporo pracy. Na razie jej poezja przypomina przeciętne, portalowe wklejki. 

Cytaty:
[1]. Katarzyna Zając,Chude lata, [w:] tegoż, Pęknięci, Tuchów, 2001, str. 5
[2]. Katarzyna Zając, Szarlotka, [w:] tamże, str. 7
[3]. Katarzyna Zając, Koniec sierpnia, [w:] tamże, str. 8
[4]. Katarzyna Zając, Telefony w porze suchej, [w:] tamże, str. 6
[5]. Katarzyna Zając, Letnisko, [w:] tamże, str. 11



Katarzyna Zając, pęknięcia
Liberum Arbitorium 2011
Dom Kultury w Tuchowie, Tuchów, 2011
Zdjęcia: Beti Zajonc
ISBN: 978-83-7631-276-7
okładka miękka, stron: 52


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Starsze teksty